Bieszczady jesień 2017 cz.1

Moto ostatki jakimś szczęśliwym meteorologicznym trafem przerodziły się w październikowy moto wypas :)
Pewnego razu podczas sprawdzania prognozy pogody na południu kraju zauważyłem dużą szansę na wielką suchotę i mocne nasłonecznienie przez więcej niż pół dnia.
Zacząłem więc kombinować nad kierunkiem i negocjować czas na który mogę zniknąć.
Kierunki były dwa - Karkonosze i odwiedziny familii, bądź Bieszczady. Padło na te drugie.
Czas dość szybko ustalił się sam - od piątku do poniedziałku.

Jako że jechałem sam, zdecydowałem się na małe "make life harder".
Po pierwsze nie bukowałem żadnych noclegów (planowałem dzwonić z drogi), a po drugie obiecałem sobie przejechanie kilku szutrów i brodów, które ostatnim razem odpuściłem (mam nowe opony, więc liczyłem na to że szansa na panę jest mniejsza).

Na wyjazd zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy, tak aby się spakować do kufra i plecaczka. Miejsca było mało (kufer trza by zmienić), więc odzieży przeciwdeszczowej nie zabrałem.
Zamiast bielizny termicznej wziąłem zwykłą bawełnianą (kalesony i podkoszulek z długim rękawem) i dała radę. Dopiero podczas powrotu, przy 20C musiałem zrzucać warstwy.

Ze sprzętu elektronicznego zabrałem dwa telefony (jeden nawigacja+foty, drugi zapis trasy w Locus i ewentualny backup navi), kompaktowy aparat foto i powerbank. Przed wyjazdem zamontowałem na sztywno ładowarkę pod siedzeniem ale z niej nie korzystałem.

Koniec końców i ja i iksjota ze wszystkim poradziliśmy sobie na medal (chociaż maszyna wróciła do domu ranna, ale o tym później).
W tym i kolejnych postach opiszę co się działo (oprócz zdjęć robiłem też notatki...)


Piątek, 13.10
Startuję kwadrans po dziewiątej, kieruję się przez Pszczynę i Wadowice w stronę jeziora dobczyckiego. Pamiętam je z ostatniego wyjazdu moto w Bieszczady, ale tym razem objeżdżam je od południa. Próbuję znaleźć zjazd nad brzeg, ale niestety nie udaje mi się, więc planowany popas przenoszę na tanksztelę w Tymbarku, gdzie robię kawę i knoppersa plus tankowanie w miłym towarzystwie pracowników przybytku. Dookoła mnie fajne górki w jesiennych kolorach. Jest przyjemnie.

Za Limanową zjeżdżam z DK28 by ominąć centrum Nowego Sącza, i trafić na Stary Sącz, gdzie zaczynam jazdę doliną Popradu.
To nie najszybsza trasa w Bieszczady, ale chciałem tędy pojechać by odwiedzić mofetę w Jastrzębiku. O pięknie samej doliny Popradu nie wiedziałem nic, i dopiero pojawiwszy się tam zrozumiałem, że mofeta to pikuś, a sama trasa DW971 była gwoździem programu. Winkle oraz widoki jak z pocztówki.
Zanim było mi to jednak dane uświadczyć trafiłem na korek. Ale nie narzekałem - miałem miejsce w pierwszym rzędzie

Poprad, górki i iksjota
Zaraz po końcu winkli dojeżdżam do mofety

Postój wykorzystuję na małą przekąskę i ogrzanie się w słońcu, które za Starym Sączem w końcu przebiło się przez chmury. Jest przyjemnie, po głowie chodzi mi pomysł na przejechanie wzdłuż Popradu raz jeszcze, ale czas za bardzo na to nie pozwala.
Chcę spróbować dodzwonić się do jakiejś noclegowni, ale zasięgu brak.

Kolejny planowany przystanek to muzeum Nikifora w Krynicy, ale ze względu na brak czasu go odpuszczam. Będzie powód by tu wrócić. Dodatkowo miasto tragicznie rozkopane, korki, wahadła, pył i hałas. Trochę fajnej architektury, ale zdecydowanie nie jest to dobra pora na dłuższe odwiedziny.
Dalej przejeżdżam przez Gorlice, a w Nowym Żmigrodzie (pierwsze miasto w woj. podkarpackim) zatrzymuję się na posiłek. Widzę dwie pizzerie, sprawdzam na Google opinie i idę do "lepszej". To Pizzeria Carina. Jest źle. Jest biednie, ale uczciwie. Za 11PLN dostaję picce oraz napój. Jako że wciąż żyję nie mogę wystawić złej opinii. Różne miejsca mają różne poprzeczki . Takie są nowożmigrodzkie.

Po posileniu dzwonię do trzech przygotowanych noclegowni, ale w każdej telefon pozostaje bez odpowiedzi. Postanawiam spróbować później.

Powoli wjeżdżam w Bieszczady, słońce mam za plecami - pięknie oświetla jesienne góry. Mam ochotę zwolnić by nacieszyć się widokiem, ale wiem że za godzinę będzie ciemno, więc tempo wciąż szybsze. Za Duklą siada mi trochę samopoczucie, gdyż dojeżdżam do zamkniętej drogi na Komańczę z informacją o przekopach w poprzek drogi (na to iksjota się nie pisała). Objazd oznacza 40 min w plecy, czyli szukanie noclegu po ciemku (a także część trasy po zmroku, czego bardzo chcę uniknąć). Przez myśl przechodzi mi powrót do Dukli i nocleg w tamtejszym schronisku. Po raz kolejny dzwonię do zapisanych noclegowni, ale wciąż cisza.
Postanawiam zaryzykować i jechać pod zakaz. Po kilometrze spotykam robotników - szok! Jest 17 a oni wciąż pracują. Pytam czy przejadę, mówią że raczej tak, ale kolejna ekipa będzie wiedziała czy na pewno. Drudzy potwierdzają, ale proszą o spokojną jazdę, gdyż część tłucznia nie jest jeszcze utwardzona przez walce.
Gdy dojeżdżam do tej nieutwardzonej części robi mi się gorąco, tak źle się jedzie. Motocykl lata we wszystkie strony, dodatkowo słabo widać gdzie nawierzchnia mogła by być lepsza gdyż jadę przez las. W końcu znajduję ubity skrawek drogi przy jej brzegu i spokojnie pokonuję resztę remontowanego odcinka.
Wjazd w Bieszczady
Do Cisnej dojeżdżam po 18 i od razu kieruję się do noclegowni "U Mirosławy". To jedno z miejsc gdzie telefonu nie odbierali.
Znajduję pokój za 40PLN i jestem szczęśliwy. Co prawda w środku tylko 12C, ale kaloryfer, koc i browar szybko poprawiają odczuwalną temperaturę. Mogę planować rozrywki na sobotę!
klasyk w Bieszczadach
Był to długi dzień, trasa zajęła mi równo 9 godzin. Przejechałem 440km.

Zapis trasy

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Legitka i kanapa