Bieszczady jesień 2017 cz. 3

Trzeci dzień potoczył się nie do końca według planów, co sprawiło że był dość wyścigowy.
Poranek jednak tego nie zapowiadał.

spokój absolutny
Po pysznym śniadaniu w kawiarni/bistro Polanka (jajecznica z jeszcze ciepłym pieczywem własnego wypieku i masłem czosnkowym) udałem się do tradycyjnego już dla moich bieszczadzkich wypadów miejsca - Czeremchy - resztek opuszczonej wsi niedaleko granicy ze Słowacją. Co czyni ją dla mnie ciekawą (poza oczywistymi walorami widokowymi i koniecznością przejechania jednego brodu) jest w miarę świeży grób (z roku 2008) amerykanki, której przodkowie z tejże wsi pochodzili.
Wyobraźnia podpowiada jak niesamowitym wydarzeniem musiał być ten pogrzeb
w drodze do Czeremchy

wiarygodne znaki drogowe to podstawa turystyki motocyklowej ;)

grób Janet Fuchila

krótko o Czeremsze

wspomnienie po cerkwi

powrót z Nordkappu ;)
Następnym miejscem, które biorę na celownik to Haczów z XIV-wiecznym drewnianym gotyckim kościołem.



W Haczowie daje o sobie znać głód, kieruję więc iksjotę do Tarki na winklowe pstrągi. Na miejscu nie dość że ledwo znajduję miejsce na postawienie motocykla, to jeszcze staję w 20-osobowej kolejce. Gdy przez pięć minut kolejka nawet nie drgnie, decyduję się na szybką inwentaryzację żywności w plecaku i postanawiam zaliczyć pstrągi na zakręcie innym razem. 
Tym razem odhaczę coś znacznie bardziej mnie uwierającego - dojazd do parkingu w Beniowej, czyli najgłębiej w Bieszczadach wysuniętego miejsca do którego można legalnie dojechać motocyklem.
Google informuje mnie że trasa tam i nazod skończy się w okolicach zmierzchu, co sprawia że jadę dość szybko. Szczęśliwie w niedzielne popołudnie droga wgłąb Bieszczad jest już dość pusta, większość ruchu odbywa się w przeciwnym kierunku. Gdy dojeżdżam do końca asfaltu prędkość spada drastycznie. Kiepska skalista nawierzchnia wymusza wolniejsze kulanie się. Przez myśl przechodzi mi, że jeśli złapię jakąś panę, czy inną awarię z którą sobie sam nie poradzę może być ciekawie. Dojeżdżam jednak bez większych problemów do parkingu. Radość jest wielka. Sprzęt dał radę, droga była piękna (poza nawierzchnią). 




dalej się nie da
Po celebracji bananem zawracam i spokojnie wracam do Cisnej - obiad załatwię na miejscu.
Jedyne miejsce serwujące o tej porze poza sezonem żarcie to Karczma na Zamościu. Mają tylko placki ziemniaczane. Przynajmniej są dobre. Po krótkich zakupach na wieczór wracam na zasłużony odpoczynek.

Dzisiaj zrobiłem 370 km w nieco ponad 7 godzin.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Bieszczady jesień 2017 cz.1

Legitka i kanapa