Wczesnym porankiem (przeraźliwie wczesnym dla mnie) wstaliśmy, i po śniadaniu i pakowaniu wyruszyliśmy na główną atrakcję wyjazdu - Pętlę Bieszczadzką (Wielką i Małą).
Z Cisnej pojechaliśmy na wschód w stronę Wołosatego. Pierwszy przystanek to punkt widokowy na przełęczy Wyżne, gdzie miły pan zrezygnował z pobierania opłaty dowiedziawszy się, że wjeżdżamy tylko na kwadrans. Poniżej filmik z panoramą oraz fota na połoninę Caryńską i jakąś jeszcze ;)
połoniny w oddali
W Ustrzykach Górnych skręciliśmy na Wołosate - miałem małą nadzieję, że będzie można dojechać do samego końca drogi - granicy z Ukrainą, ale niestety wcześniej zatrzymał nas znak zakazu.
Po zawróceniu i obfotografowaniu stadka koni huculskich zdecydowaliśmy się na ryzykowny manewr - zjazd z drogi (teren parku narodowego). Skusiła nas wiata edukacyjna oddalona o 15 m od drogi, do której prowadziła ubita droga. Po półgodzinnym postoju, gdy się zaczęliśmy zbierać ustrzeliła nas Straż Parku. Biedniejsi o 50 PLN pojechaliśmy dalej.
jemy
zjadłem
Wołosatka
Po powrocie na pętlę długo na niej nie zabawiliśmy, gdyż po dojechaniu do Stuposian ponownie skręciliśmy w prawo, tym razem w kierunku Tarnawy. O ile szosa Pętli, i dojazdu do Wołosatego była bardzo porządna, o tyle tutaj z kilometra na kilometr było coraz gorzej. Dopiero przed samą Tarnawą pojawił się nowy asfalt. Po minięciu kilku zabudowań, knajpy i wielkich stajni droga gwałtownie skręciła w prawo i zaczęła się ciągnąć 50 - 100 m od granicy z Ukrainą. Po kilku kilometrach droga zmieniła się w szutrową, i po kilometrze, dwóch zdecydowaliśmy się zawrócić, wiedząc, że nasze motocykle ( a zwłaszcza ogumienie) nie są przystosowane do takich nawierzchni. Muszę przyznać, że zawróciłem trochę wbrew sobie (serce kontra rozum), gdyż banan od okoliczności, widoków i drogi nie schodził mi z twarzy.
ukraińska wioska
szutr
Wracając w kierunku Pętli zatrzymaliśmy się przy torfowiskach na małą sesję foto, zaś kilka kilometrów później napotkałem na drodze biednie wyglądającego lisa. Podejrzanie nie uciekał...
połoniny od wschodu
Kolejny postój na trasie to punkt widokowy powyżej Lutowisk.
Po tym przystanku nie mieliśmy już wielu przystanków w planach, skupiliśmy się na winklach. W Czarnej skręciliśmy w lewo na Małą Pętlę Bieszczadzką i kontynuowaliśmy drogę na Solinę. Bardzo fajna droga, dużo winkli, od czasu do czasu ładne widoki na jezioro, ale niestety też większy ruch i miliard banerów dookoła. Po zamknięciu pętli w Lesku postanowiliśmy poszukać żarcia na trasie do Cisnej, a potem kierować się już w stronę noclegu za Komańczą.
Korzystając z zadziwiająco ładnej pogody wybrałem się na małą próbę offroadowych umiejętności trampka i moich do Lubomii. Planowałem przejazd w okolicy Grodziska Golężyców, i małe szwędanie się wśród ruin po Nieborowicach. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne - na zastanym ogumieniu (przód tkc80, tył scout K60) motocykl jedzie (w odróżnieniu od ślizgania się na iksjocie) diagonal in your face ;) Z czasem nawierzchnia się zaczęła pogarszać... Ale wciąż dało się jechać. Zaczęła mi jednak świtać myśl o tym by może zawrócić. Po przejechaniu dość ciężkiego (dla mnie) odcinka i zatrzymaniu się w miejscu z powyższego zdjęcia (rozstaje) postanowiłem z buta ocenić stan obu dróg. Bez bicia przyznaję, że wybrałem wg mnie łatwiejszą (widoczną za motocyklem). Okazała się trudniejsza ;P Po krótkim podjeździe droga się wypłaszaczała, następnie opadała i przechodziła w asfalt. Na płaskim trampek postanowił trochę odpocząć Motocykla nie potrafiłem postawić (kombinacja
Moto ostatki jakimś szczęśliwym meteorologicznym trafem przerodziły się w październikowy moto wypas :) Pewnego razu podczas sprawdzania prognozy pogody na południu kraju zauważyłem dużą szansę na wielką suchotę i mocne nasłonecznienie przez więcej niż pół dnia. Zacząłem więc kombinować nad kierunkiem i negocjować czas na który mogę zniknąć. Kierunki były dwa - Karkonosze i odwiedziny familii, bądź Bieszczady. Padło na te drugie. Czas dość szybko ustalił się sam - od piątku do poniedziałku. Jako że jechałem sam, zdecydowałem się na małe "make life harder". Po pierwsze nie bukowałem żadnych noclegów (planowałem dzwonić z drogi), a po drugie obiecałem sobie przejechanie kilku szutrów i brodów, które ostatnim razem odpuściłem (mam nowe opony, więc liczyłem na to że szansa na panę jest mniejsza). Na wyjazd zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy, tak aby się spakować do kufra i plecaczka. Miejsca było mało (kufer trza by zmienić), więc odzieży przeciwdeszczowej nie zabrał
Po powrocie z małych niemotocyklowych wojaży ponownie poczułem ciśnienie na szwędanie się, jednak tym razem postanowiłem przed ruszeniem tyłka ogarnąć kilka spraw przy trampku. Główna to nowe obicie kanapy. Tapicer ten sam co ostatnio (5 lat temu w iksjocie), z Katowic. Przy okazji odwiedzam Schronisko Młodzieżowe "Ślązaczek", gdzie inwestuję 35PLN w legitkę członka PTSM. Ciekawe czy w tym roku się jeszcze w jakimś SM zatrzymam XD
ostatnie pano to droga z Wołosatego :)
OdpowiedzUsuńDzięki, uzupełniłem :-)
Usuń