Adrszpach cz.2

Na drugi dzień wyjazdu planowaliśmy główną atrakcję, a mianowicie wizytę w Adrszpaskich Skałach.
Dzień rozpoczęliśmy jednak porządnym śniadaniem, po którym spakowaliśmy się, ubrali w cywilne ciuchy i pozostawiwszy bagaż na miejscu wsiedli na motocykle by przejechać dziesięć kilometrów dzielących nas od skał.
Na miejscu byliśmy dość wcześnie, bo pół godziny po otwarciu (9 rano). Szybki zakup wejściówki za 70 Kc, i naszym oczom ukazał się kosmiczny krajobraz skał. Jak to u prawdziwych turystów (nie mylić z podróżnikami ;) aparaty robiły fotografie na lewo i prawo. A było co uwieczniać. Oto kilka próbek:






Milenci - Kochankowie
Starosta

Przez skalne miasto prowadzi zielony szlak, który zaczyna się i kończy przy małym jeziorku które powstało w dawnej piaskowni. Dzięki temu ma przepiękny szmaragdowy kolor. Mam nadzieję, że widać to na poniższych zdjęciach.






Obejście jeziorka zajmuje około pół godziny, przy wejściu znajduje się punkt wypożyczający sprzęt pływający (łódki, kajaki, rowery wodne - w tym jednoosobowe!).
Wracając do wejścia po zwiedzaniu mocno zdziwiła nas ilość ludzi idących w przeciwnym kierunku (zaczynających wizytę). Była godzina jedenasta a tłum z każdą chwilą gęstniał. Apogeum osiągnął za bramą, gdy naszym oczom ukazało się to:


Lekko ponad 200 osób czekających w kolejce do kas. Dotarło do nas wtedy, że w Polsce święto, a Adrszpach jest 30km od Wałbrzycha. Innymi słowy poranne wstawanie się opłaciło :)

Szybko wróciliśmy do hotelu, przebraliśmy w motocyklowe ciuchy i ruszyliśmy dalej. Dla Kuby był to koniec wycieczki - kierował się z powrotem do Rybnika, ja zaś miałem w planie trochę pojeździć, a potem udać się na nocleg po polskiej stronie. Odprowadziłem Kubę parę kilometrów do trochę "główniejszej" drogi, aby bez problemu dotarł na polską stronę (brak navi), a potem sam udałem się na małe błądzenie po pograniczu.

Jako że nie miałem dokładnego planu na ten dzień, zdecydowałem się pojechać do miejsca mojego noclegu (Mieroszów - ok 20km) aby zostawić bagaże i pojechać na małą objazdówkę.
Miejscówkę znalazłem bez problemu, zostawiłem bambetle i pojechałem dalej. Za namową gospodyni u której się zatrzymałem pojechałem do Krzeszowa zobaczyć "unikatowe opactwo cysterskie". Zanim tam jednak dotarłem zrobiłem sobie przystanek na mały lunch pod postacią bananów, rohlika i coli w Gorzeszowie, a dokładnie pod Czarcią Maczugą.

Czarcia Maczuga
Posilony pojechałem do Krzeszowa. Na miejscu czekał na mnie wielki tłum ludzi odwiedzających opactwo z okazji corocznego odpustu. Imponujące zabudowania zobaczyłem tylko z kanapy, czym prędzej próbując się wydostać z tej nieszczęśliwej sytuacji. Droga zaprowadziła mnie do Kamiennej Góry, w której stwierdziłem, że trzeba mi uciekać z powrotem na czeską stronę w poszukiwaniu winkli i jakiegoś wiktu.
Skierowałem się na południe, do Lubawki, gdzie zatankowałem i wpadłem w sidła objazdu, który miał pokrzyżować moje plany posiłku w Trutnovie. Pokrzyżował, gdyż trasa objazdu prowadziła przez Żaclerz, gdzie znajduje się twierdza artyleryjska Stachelberg, obok której stała budka serwująca kiełby z grilla :)

Panorama twierdzy Stachelberg
widok na Polskę z twierdzy Stachelberg
Po paru kiełbach i jednym nealko skierowałem się głębiej w Czechy, aby przez Trutnov dotrzeć do Nachodu i z powrotem na polską stronę w Kudowie. Przy granicy znów zatankowałem i drugi raz podczas wyjazdu przejechałem Drogę Stu Zakrętów. Po raz drugi, oraz bez bagażu, a co za tym idzie trochę mniej zachowawczo - koncentrowałem się jedynie na drodze. Z jednej strony mnóstwo radości, z drugiej średnio przyjemne stwierdzenie faktu, że w XJocie są spowalniacze a nie hamulce (większość drogi jechałem w dół).
Po DSZ zdecydowałem na szybki przejazd w stronę noclegu, czyli kolejny wjazd do Czech by przez Broumov i Mezimesti dojechać do wsi Kowalowa.
Na miejscu byłem około 21, otworzyłem piwo i poszedłem na spacer w poszukiwaniu jakiegoś sklepu czy knajpy/baru. Rozczarowany wróciłem niczego takiego nie znalazłszy. Na plus był porządny zasięg sieci komórkowej, dzięki któremu mogłem posurfować przed snem.

Na koniec zapis trasy z dzisiaj (ok 200km), oraz parę zdjęć z drogi

Panorama z drogi na Lubawkę


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Bieszczady jesień 2017 cz.1

Legitka i kanapa