Bieszczady jesień 2017 cz. 2
Startuję po 9 rano, zaczynając od tankowania, po którym kieruję się na północ do Terki i słynnych pstrągów na zakręcie. Nim tam dojeżdżam mijam kilku pierwszych motocyklistów - cały dzisiejszy dzień będzie się to powtarzać - towarzystwo wyraźnie zgłodniało ;)
Pstrągi na winklu wciąż ze sobą walczą, ale jedynie na banery. Lokal "córki" już zamknięty. Mam w planie testowanie, ale nie na drugie śniadanie, jadę więc dalej w stronę zapory w Myczkowicach. Na miejscu próbuję odwiedzić lokal Myczkowianka - prowadzony przez młodą motocyklową familię. Na namiary trafiłem na polskim forum Transalpa. Lokal niestety zamknięty na cztery spusty, dobijanie się do drzwi niewiele daje, z delikatnym rozczarowaniem spoglądam więc na mapę i zastanawiam się gdzie dalej.
Pada na Przemyśl.
Jednak zanim udaje mi się na dobre opuścić Myczkowice trafiam na uroczy punkt widokowy.
Po krótkim foceniu jadę dalej na Lesko i Przemyśl, starając się zaliczyć miłe serpentyny na DK28 w drodze na przełęcz Przysłup. Winkle miłe, w dodatku z punktem widokowym na Bieszczady. Dalsza trasa na Przemyśl dość nudna, poza Krasiczynem, który postanawiam jeszcze kiedyś odwiedzić by się poszwędać po zamku i parku.
Sam Przemyśl nie robi na mnie dobrego wrażenia za sprawą kilku strategicznie postawionych billboardów antyaborcyjnych. Nie ma nic przyjemniejszego niż wjechanie do nowego miasta i oberwanie centralnie w pysk zdjęciem monstrualnego, zakrwawionego płodu. AŁA. Mam nadzieję że okaże się to klasyczny przypadek "pierwszych kotów za płoty" i kolejna wizyta będzie generowała lepsze wrażenia, na które to miejsce na pewno zasługuje.
W mieście zatrzymuję się na imponującym kopcu tatarskim, położonym na południe od centrum. Rozpościera się z niego panorama na miasto oraz Bieszczady.
Jako że na szczycie wiatr stara się urwać mi głowę, mimo fajnej pogody i widoków uciekam na dalszą część wycieczki - powrót na południe.
Trasę wytyczam bliżej Ukrainy - jako że nigdzie mi się nie spieszy a chcę się trochę poszwędać. Droga wiedzie wzdłuż rzeki Wiar, przez małe wioski. W Huwnikach podziwiam skarpę na drugim brzegu rzeki z imponującym fliszem węglanowym (wtf?)
Kolejny przystanek to niedaleki Arłamów, od którego się jednak odbijam, usłyszawszy o konieczności zapłacenia za parking. Może następnym razem będę hojniejszy ;)
Zamiast miejsca internowania Wałęsy (a raczej ponoć fajnego punktu widokowego) zaliczam Akademicki Ośrodek Szybowcowy w Bezmiechowej Górnej. Magia i poezja. Podjazd wąską drogą najpierw wśród pól, a potem lasem, przed szczytem kilka znaków ostrzegających o niedźwiedziach, zaś na górze przepiękna panorama. Dodatkowo, polecana przez wielu knajpa (której za sprawą kolosalnej kolejki nie było mi dane niestety przetestować).
Jako że czas najwyższy coś zjeść postanawiam spróbować raz jeszcze odwiedzić Myczkowiankę. Po drodze zauważam kolejny punkt widokowy - ruiny zamku Sobień. Po krótkim, lecz stromym podejściu witają mnie słabo zachowane ruiny, oraz widok na San.
Drugie podejście do Myczkowianki okazuje się pełnym sukcesem - knajpa otwarta, kuchnia czynna, przed knajpą kilka bardziej offowych maszyn. Zamawiam ogórkową i pstrąga i w towarzystwie futrzanego żebraka zaspokajam głód.
Drugie danie przynosi mi właściciel knajpy - Obcy. Zaskakująco łatwo nawiązujemy kontakt i już po paru chwilach gadam z uczuciem, że się znamy nie od dziś. Jeśli do tego dołożyć jego życzliwość oraz przepyszne żarcie (zwłaszcza ogórkowa smakowała mi jak mamina za starych czasów), mam wrażenie, że będzie to dla mnie stały przystanek w okolicy.
Po posiłku i pogadance powoli wracam na kwaterę - żeby nie powielać trasy z ranka, jadę obwodnicą bieszczadzką. Jest to dość mocne "nie po drodze", ale wciąż czuję głód jeżdżenia.
Do Cisnej docieram o 18, w ciągu 8,5h zrobiłem 338km
Pada na Przemyśl.
Jednak zanim udaje mi się na dobre opuścić Myczkowice trafiam na uroczy punkt widokowy.
San |
Sam Przemyśl nie robi na mnie dobrego wrażenia za sprawą kilku strategicznie postawionych billboardów antyaborcyjnych. Nie ma nic przyjemniejszego niż wjechanie do nowego miasta i oberwanie centralnie w pysk zdjęciem monstrualnego, zakrwawionego płodu. AŁA. Mam nadzieję że okaże się to klasyczny przypadek "pierwszych kotów za płoty" i kolejna wizyta będzie generowała lepsze wrażenia, na które to miejsce na pewno zasługuje.
W mieście zatrzymuję się na imponującym kopcu tatarskim, położonym na południe od centrum. Rozpościera się z niego panorama na miasto oraz Bieszczady.
Widok na miasto |
Trasę wytyczam bliżej Ukrainy - jako że nigdzie mi się nie spieszy a chcę się trochę poszwędać. Droga wiedzie wzdłuż rzeki Wiar, przez małe wioski. W Huwnikach podziwiam skarpę na drugim brzegu rzeki z imponującym fliszem węglanowym (wtf?)
xj i flisz |
Kolejny przystanek to niedaleki Arłamów, od którego się jednak odbijam, usłyszawszy o konieczności zapłacenia za parking. Może następnym razem będę hojniejszy ;)
Zamiast miejsca internowania Wałęsy (a raczej ponoć fajnego punktu widokowego) zaliczam Akademicki Ośrodek Szybowcowy w Bezmiechowej Górnej. Magia i poezja. Podjazd wąską drogą najpierw wśród pól, a potem lasem, przed szczytem kilka znaków ostrzegających o niedźwiedziach, zaś na górze przepiękna panorama. Dodatkowo, polecana przez wielu knajpa (której za sprawą kolosalnej kolejki nie było mi dane niestety przetestować).
jesiennie |
kostka pasuje jak pięść do nosa, ale pewnie pomaga przy starcie... |
Drugie podejście do Myczkowianki okazuje się pełnym sukcesem - knajpa otwarta, kuchnia czynna, przed knajpą kilka bardziej offowych maszyn. Zamawiam ogórkową i pstrąga i w towarzystwie futrzanego żebraka zaspokajam głód.
Drugie danie przynosi mi właściciel knajpy - Obcy. Zaskakująco łatwo nawiązujemy kontakt i już po paru chwilach gadam z uczuciem, że się znamy nie od dziś. Jeśli do tego dołożyć jego życzliwość oraz przepyszne żarcie (zwłaszcza ogórkowa smakowała mi jak mamina za starych czasów), mam wrażenie, że będzie to dla mnie stały przystanek w okolicy.
Po posiłku i pogadance powoli wracam na kwaterę - żeby nie powielać trasy z ranka, jadę obwodnicą bieszczadzką. Jest to dość mocne "nie po drodze", ale wciąż czuję głód jeżdżenia.
Do Cisnej docieram o 18, w ciągu 8,5h zrobiłem 338km
Komentarze
Prześlij komentarz