Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Zwardoń

Dzisiaj mała niespodzianka, a mianowicie inauguracyjny post Kuby. Zapraszam do lektury - 100% raportu, zero fanzolenia! Pogoda sprawdzona, dzień wybrany, pozostało jedynie zrealizować plan. Tym razem czekała mnie samotna wycieczka czyli nikogo nie muszę gonić, na nikogo nie muszę czekać i nie mam się do kogo odezwać na postojach ;) Po małej analizie kierunków, zdecydowałem się na „południe” – pierwszy punkt orientacyjny – Wisła, a potem zobaczymy. Z uwagi na mały ruch na drogach o 11 byłem na miejscu. Poszło zdecydowanie za szybko, więc jadę dalej na południe. Przez Istebną dojechałem do Koniakowa gdzie zdecydowałem się na lunch w Ochodzitej. W góralskim klimacie zjadłem kwaśnicę i wypiłem kawę. Pochmurna pogoda i wiatr nie zachęcały do wysiadywania na tarasie. Ruszyłem w dalszą drogę czyli do Zwardonia. Zimą może warto tam jeździć, ale późnym latem w środku tygodnia nie ma po co. Po ubraniu kolejnej warstwy zdecydowałem się na powrót, ale okrężną drogą. Do Żywca posz

Mało!

Obraz
Po Bieszczadach czuję niedosyt, postanawiam więc braki nadrobić małą rundką po znanych okolicach pogranicza PL-CZ. Jako pretekst - zakupy bramburków  w Hluczynie! Kieruję się na Racibórz, a dalej na Krawarze, skąd jadę nad jezioro w Hluczynie, by po małej przechadzce udać się na zakupy.  pano Hluczyn Objuczony bramburkami, kofolą i mleczkiem w tubce jadę na popas na schron w Darkowicach . Mała panorama 360: pano Darkowice Obie pano ze zdjęć robionych z telefonu, więc jakość do kitu :/ Ale widać, że ładnie. Potem wróciłem na polską stronę i wracając przez Lubomię natknąłem się na tabliczkę kierującą do Grodziska Gołężyców . Jak to zazwyczaj bywa z takimi tabliczkami, jest jedna przy głównej drodze, a potem radź sobie sam. Najpierw kilka razy zabłądziłem, ale uparcie nie odpuszczałem i trafiłem w końcu na błotnistą drogę prowadzącą do lasu. Była to ostatnia szansa dla Gołężyców, żeby mnie na czerwonym kajaku ujrzeli, i szczęście im dopisało ;) Lokales po drod

Bieszczady cz.3

Obraz
Po posiłku w Cisnej, zakupach i tankowaniu pojechaliśmy wzdłuż granicy ze Słowacją do Komańczy. Tam zacząłem się rozglądać za jakąś informacją jak dotrzeć do naszego drugiego noclegu - Pantałyku. Nic nie znalazłszy zapytałem lokaleskę o drogę, i trochę wystraszony ruszyłem. Strach wziął się z opisu drogi dojazdowej - zawierał on sformułowania typu "rozpadający się drewniany mostek", "potem skończy się asfalt" i podobne. Szczęśliwie od ostatniej wizyty dziewczyny droga i mostek zostały poprawione ;) Dojechaliśmy do wielkiej, starej, parterowej budowli krytej blachą, obok której stała wielka drewniana stodoła. Całość była wyraźnie zapuszczona, na zapleczu walało się sporo śmieci i nie wyglądało to za ciekawie. W dodatku dwa domy wyżej ekipa walczyła przy rozbudowie domu. W środku budynek wyglądał jak hotelik robotniczy/akademik - pokoje klitki, większość wypełniona łóżkami piętrowymi z przedpotopową pościelą. Długi, ciemny korytarz wyłożony linoleum, na końcu k

Bieszczady cz.2

Obraz
Wczesnym porankiem (przeraźliwie wczesnym dla mnie) wstaliśmy, i po śniadaniu i pakowaniu wyruszyliśmy na główną atrakcję wyjazdu - Pętlę Bieszczadzką ( Wielką i Małą ). Z Cisnej pojechaliśmy na wschód w stronę Wołosatego. Pierwszy przystanek to punkt widokowy na przełęczy Wyżne, gdzie miły pan zrezygnował z pobierania opłaty dowiedziawszy się, że wjeżdżamy tylko na kwadrans. Poniżej filmik z panoramą oraz fota na połoninę Caryńską i jakąś jeszcze ;) połoniny w oddali W Ustrzykach Górnych skręciliśmy na Wołosate - miałem małą nadzieję, że będzie można dojechać do samego końca drogi - granicy z Ukrainą, ale niestety wcześniej zatrzymał nas znak zakazu. Po zawróceniu i obfotografowaniu stadka koni huculskich zdecydowaliśmy się na ryzykowny manewr - zjazd z drogi (teren parku narodowego). Skusiła nas wiata edukacyjna oddalona o 15 m od drogi, do której prowadziła ubita droga. Po półgodzinnym postoju, gdy się zaczęliśmy zbierać ustrzeliła nas Straż Parku. Biedniejsi o 50 PLN

Bieszczady cz.1

Obraz
Już tydzień mija od powrotu z krótkiej (czasowo) wycieczki z Michałem w Bieszczady, a weny na pisanie wciąż brak. Może podział na części ułatwi mi zmuszenie się do napisania paru słów. Czwartkowym rankiem zajechałem do Michała, by go zgarnąć i razem zacząć przemieszczać się w kierunku wschodnim. Byłem odpowiedzialny za trasę, więc było bocznymi drogami oraz z odrobiną zwiedzania. Zaczęliśmy od Dobczyc w Małopolsce. W planie był zamek , ale jako że nie było jak podjechać wystarczająco blisko na motocyklach, zadowoliliśmy się krótkim popasem u stóp zapory na jeziorze dobczyckim. zapora w Dobczycach, rzeka Raba Posileni ruszyliśmy dalej, ja nerwowo wpatrując się w licznik, bo zbliżała się okrągła rocznica ;) pękło! Następny przystanek był oddalony od Dobczyc jedynie o 40 km. Mimo to udało mi się trochę pobłądzić za sprawą bardzo fajnie wijącej się drogi. Po zorientowaniu się, że jestem poza trasą zawróciliśmy i dotarliśmy do Lipnicy Murowanej . Miejscowość jest na liście dzie