Test dakara

A więc Michał kupił sobie motocykl. Znowu.
Tak, wiem, to nic nadzwyczajnego u chłopaka, ale już fakt że się udało z tej okazji strzelić rundkę po Opolszczyźnie jest warty odnotowania.

Niedzielny poranek obiecywał miłą, chłodną atmosferę, z niewielkimi szansami na deszcz.
Wystartowaliśmy około 9 z planem powrotu w południe, kiedy to szansa opadów wzrastała.

Trasa dość nieskomplikowana i w sumie, w większości, już kiedyś przejechana, ale jak to podczas błądzenia kilka nowych miejscówek znaleźliśmy.
Ale po kolei.

Z Rybca ruszyliśmy na Rudy i dalej na Kuźnię Raciborską. Zarówno przed jak i za miejscowością mieliśmy szansę zobaczyć zniszczony las po lipcowej nawałnicy w tamtej okolicy. Drzewa jak zapałki - zarówno połamane jak i wyrwane z korzeniami z ziemi. W kilku miejscach było widać, że powalone drzewa zatarasowały drogę. Musiało to nieciekawie wyglądać z perspektywy lokalesów.

Za Kuźnią trafiliśmy na stadko motocyklistów, jak się później okazało był to skromny początek wielkiego wysypu wszelakich dwukołowców i ich kierowników, udających się (jak podejrzewaliśmy) na jakieś święcenie na Annabergu. Przez całą przejażdżkę lewa ręka tylko chwilami miała szansę spocząć na manetce, tylu ludzi mijaliśmy.

Kontynuując, przed Bierawą skręciliśmy w stronę drogi 408, by wkrótce z niej zjechać w kierunku Kędzierzyna (a dokładnie jego wschodnich rubieży). Przedzierając się przez las trafiliśmy przypadkowo na Były obóz koncentracyjny Sławęcice. Z drogi było widać kilka betonowych budynków - pozostałości po obozie. Jako że wycieczka miała polegać raczej na jeżdżeniu niż chodzeniu pojechaliśmy dalej. Z pewnością jednak wrócę na miejsce poszukać jakichś kleszczy w chaszczach ;)

Kierunek na Kędzierzyn nie był przypadkowy - znajdują się tam pozostałości zespołu pałacowo-parkowego. Po dojechaniu na miejsce wykonaliśmy dwie próby podjechania w bezpośrednie pobliże ruin, ale niestety teren okazał się ogrodzony i w rachubę wchodziła jedynie piesza eksploracja. Tą sobie odpuściliśmy (ja znów notując że trzeba tu samemu podjechać) i pojechaliśmy do Ujazdu na mały pitstop.

Celem były ruiny Pałacu Biskupów Wrocławskich. Kiedyś już to miejsce odwiedziłem, lecz od tamtego czasu trochę się pozmieniało. Resztki pałacu zostały zabezpieczone oraz wybudowano rozległy taras na wysokości 1 piętra nad ruinami. Miejsce jest trochę zapuszczone (zwłaszcza obejście z chaszczami), ale pozwala zerknąć na ruiny z góry, oraz pooglądać ładną okolicę.
wejście do ruin

wnętrze ruin z góry

taras i ruiny
Po kilku łykach wody i przekąsce sponsorowanej przez wyścig Tour de Pologne ruszyliśmy do głównego (i ostatniego) celu wycieczki - Pałacu w Pławniowicach.
Jako że odwiedzałem to miejsce po raz setny, nawet zdjęcia nie zrobiłem więc nie mam się czym pochwalić.
Michałowi miejsce się podobało, zresztą tak jak i na mnie przy pierwszej wizycie cała wioska zrobiła dobre wrażenie.

-edit dla Pilchowic Michała-
Pałac oraz kierownik wycieczki ;)

Jako, że było już po 11 postanowiliśmy wracać. Pobliska autostrada nie wydawała się kuszącą alternatywą, wybraliśmy więc boczne drogi i przez Kleszczów i Sośnicowice wróciliśmy do Rybnika.

Do pętli można by jeszcze dołożyć przejażdżkę przez ciekawe gliwickie osiedle Wilcze Gardło, koło którego przejeżdżaliśmy, ale czasu zabrakło.

Zgodnie z prognozą kwadrans po powrocie zaczęło kropić.

W sumie zrobiliśmy 114km. Było bardzo miło :)
Poniżej zapis trasy

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Bieszczady jesień 2017 cz.1

Legitka i kanapa