Bieszczady cz.1

Już tydzień mija od powrotu z krótkiej (czasowo) wycieczki z Michałem w Bieszczady, a weny na pisanie wciąż brak. Może podział na części ułatwi mi zmuszenie się do napisania paru słów.

Czwartkowym rankiem zajechałem do Michała, by go zgarnąć i razem zacząć przemieszczać się w kierunku wschodnim. Byłem odpowiedzialny za trasę, więc było bocznymi drogami oraz z odrobiną zwiedzania.
Zaczęliśmy od Dobczyc w Małopolsce. W planie był zamek, ale jako że nie było jak podjechać wystarczająco blisko na motocyklach, zadowoliliśmy się krótkim popasem u stóp zapory na jeziorze dobczyckim.
zapora w Dobczycach, rzeka Raba
Posileni ruszyliśmy dalej, ja nerwowo wpatrując się w licznik, bo zbliżała się okrągła rocznica ;)
pękło!
Następny przystanek był oddalony od Dobczyc jedynie o 40 km. Mimo to udało mi się trochę pobłądzić za sprawą bardzo fajnie wijącej się drogi. Po zorientowaniu się, że jestem poza trasą zawróciliśmy i dotarliśmy do Lipnicy Murowanej. Miejscowość jest na liście dziedzictwa UNESCO, przy czym my jechaliśmy zobaczyć kościół cmentarny (polecam lekturę+zdjęcia wnętrza):


Kościół był zamknięty, dlatego po małej sesji chciałem jechać dalej, tylko Michał się gdzieś stracił ;)

znaleziony... można jechać
Kolejny odcinek to 125 km do Haczowa i kolejnego drewnianego kościoła. Locus nadal prowadził bocznymi drogami, co miało plusy w postaci małego ruchu i wijących się szos, a także minusy pod postacią niespodziewanych psów, kur i progów spowalniających na drodze. Ale plusów więcej ;)

Po drodze coraz bardziej czułem wschód. Już od samego wjazdu do Małopolski stopniowo zmieniał się typ zabudowy we wsiach i miasteczkach. Dużo więcej drewnianej, zarówno opuszczonej i niszczejącej, jak i porządnie odnowionej. Szkoda mi było przez niektóre miejsca przejeżdżać bez zatrzymywania się, ale wiedziałem, że inaczej nie dojedziemy na miejsce przed zmierzchem.
Innymi słowy trza tam wrócić ;)

Haczów okazał się dużo mniej ładnym miasteczkiem od Lipnicy, szczęśliwie poza kościołem który przyjechaliśmy zobaczyć:

(panorama 360 stopni wnętrza kościoła)

Jako że przydrożne popasy przestawały działać zdecydowaliśmy się poszukać knajpy by zjeść normalny posiłek. W Haczowie jest jedna pizzeria. Wiem od lokalsów. Nie testowaliśmy jej gdy się okazało, że mieści się w piwnicy, z wejściem od zapuszczonego podwórka i jest pod lumpeksem. Do tego nie ma żadnego szyldu, czy chociaż kartki na drzwiach z godzinami otwarcia. Postanowiliśmy poszukać czegoś bliżej Sanoka.

Po drodze chciałem zobaczyć jeszcze niszczejący budynek Pałacu Ostaszewskich we Wzdowie.
Foty z Wikipedii trzeba postarzeć o 15 lat by uzyskać aktualny obraz budynku. Moich fot brak, bo głód doskwierał ;)

Duży popas zaliczyliśmy za Sanokiem i kontynuowaliśmy jazdę na południe (część na wschód już była za nami). W zanadrzu miałem ostatnią miejscówkę wartą zwiedzenia po drodze - ruiny klasztoru w Zagórzu. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że nie ma możliwości dojazdu pod ruiny. Kilometr piechotą w motocyklowych ciuchach, z tankbagami się nam nie uśmiechał, zwiedzanie więc odpuściliśmy.

Dalej już czekały na nas Bieszczady - pierwsze kępki do pokonania, pierwsze widoki do podziwiania.
W Cisnej bez problemu znaleźliśmy naszą bazę na najbliższą noc - noclegi U Mirosławy (włączyć dźwięk - sitar rządzi!). Miejscówka bardzo porządna, mogę polecić.

Po małych zakupach i samotnym browarze dość szybko zakończyliśmy dzień, w myślach pokonując już pętlę beskidzką.

cdn.

Zapisy poszczególnych odcinków trasy:
Rybnik - Dobczyce - TU (132 km)
Dobczyce - Lipnica Murowana - TU (39 km)
Lipnica Murowana - Haczów - TU (126 km)
Haczów - Zahutyń - TU (42 km)
Zahutyń - Cisna - TU (50 km)

W sumie 389 km. Mało!

Komentarze

  1. jaki samotny browar - przecież 0,33l dałem radę wypić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. samotny, bo tylko jeden na głowę, a nie że sam piłem :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Bieszczady jesień 2017 cz.1

Legitka i kanapa