Port Koźle, Annaberg

Dzisiaj pojechałem na popołudniowo-wieczorne prostowanie kości poprzez przyjęcie zgarbionej pozycji na niewygodnym siedzeniu i wystawienie się na przeciągłe wibracje całego ciała. Innymi słowy przejażdżka na moto.
A wszystko to za sprawą ładnej pogody i apki moto-opinie.info
Znalazłem w niej info o porcie w Koźlu i stwierdziłem, że to dobry kierunek, gdyż przy okazji można zaliczyć Annaberg, prom ręczny w Zdzieszowicach, Marinę Lasoki, a może nawet Głogówek.
Zacząłem od Koźla i pięknej mikrodzielnicy portowej z kilkoma świetnymi starymi kamienicami w stanie delikatnego zapuszczenia i zniszczonym pustym portem. Kamienice zamieszkiwane są przez "nieciekawe" towarzystwo, co ma widoczny wpływ na to jak budynki wyglądają, oraz na otoczenie. Fajne miejsce do zobaczenia, absolutnie nic poza widokami nie oferujące. Z portu pojechałem poszukać mariny Lasoki, o której usłyszałem/dowiedziałem się w marinie Gliwice ;)
Lasoki są jeszcze skromniejsze od mariny gliwickiej i też niewiele oferują.

Mimo iż nie czułem rozczarowania tymi dwoma miejscami, z radością się udałem na Annaberg, wiedząc, że tam będzie dużo ciekawiej. Po pierwsze punkt widokowy z lunetą i imponujący widok na zakłady koksownicze w Zdzieszowicach z potężną baterią dymiących kominów (podobno przy dobrej widoczności widać kominy elektrowni Rybnik, ale ta sztuka mi się jeszcze nigdy nie udała), po drugie pomnik i amfiteatr.
Pomnik widziałem wielokrotnie, amfiteatr był zawsze zbyt wiele schodów za daleko (policzyłem je - ponad 100 :/ )
Dziś jednak miałem siły i chęci. Stąd foty:

Pomnik czynu powstańczego

Amfiteatr poniżej pomnika
Dzisiejsza wycieczka była trochę inna niż pozostałe, a to za sprawą prowadzenia. Zazwyczaj jechałem albo zupełnie na oślep, albo zaznaczałem miejsce docelowe i mniejszymi bądź większymi zygzakami starałem się tam dotrzeć.
Dzisiaj włączyłem nawigację i wyszukałem trasę w wersji "krótka". Wyniki były śmiesznymi bocznymi drogami, paroma absurdalnymi skrótami przez "centra wsi" (raz nawet przez zakaz ruchu mnie poprowadziło ;). Różnica była o tyle istotna, że mogłem się rozglądać, patrzeć i cieszyć jazdą bardziej niż dotąd, kiedy to chcąc nie chcąc co chwilę spoglądałem na telefon sprawdzając czy powinienem skręcić na kolejnym skrzyżowaniu czy nie.
Zapisu trasy nie ma, gdyż nie nagrywałem, zrobiłem ponad 160km.
Jutro (dzisiaj) wycieczka do Zuberca, więc będzie wpis :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Bieszczady jesień 2017 cz.1

Legitka i kanapa