Dwa w jednym i jeszcze trochę

Czyli wczoraj i dziś, oraz nawiązanie do poprzedniego postu.

Zacznę od tyłu, czyli tak jak lubię ;)
Poprzedni post to wszystko co ciekawego mnie spotkało podczas wczorajszej przejażdżki. Nie wiem co mnie skusiło by pojechać w okolice granicy województw śląskiego i małopolskiego. Co gorsza nie wiem co mnie podkusiło, żeby na małopolszczyznę nie zawitać (byłoby przynajmniej egzotycznie :p )
Ale co się stało, to się nie odstanie. Muszę zapamiętać, że tamtych okolic należy unikać. Raz, że miasta i miasteczka nieciekawe, dwa, że ruch na drogach duży, trzy, że nawierzchnia tychże pozostawia wiele do życzenia. Jedyny plus to fajne widoki na góry. TU zapis trasy, jedyna fota we wczorajszym poście.

Druga część jest szczęśliwie dużo ciekawsza :)
Dzisiaj około 11 wyjechałem z Rybnika z bliżej nieokreślonym celem wycieczki. Przez głowę przechodził mi Krnov i jego wieże widokowe, ale też myślałem o winklach wokół Praděda. Koniec końców postanowiłem udać się w kierunku Prudnika, i w tamtej okolicy zadecydować co dalej. Podczas krótkiego postoju za Głubczycami na bardzo urokliwej Alei Lipowej zdecydowałem się odwiedzić kilka wież widokowych po polskiej stronie.
Zacząłem od Wieży Woka w centrum Prudnika. Wejściówka 3 PLN, ładny widok na miasto i góry po czeskiej stronie. Niestety telefon został w kufrze, więc fot niet :/
Następnie zjechałem kilka kilometrów na południe od centrum do wieży na Koziej Górze. To miejsce już w zeszłym roku odwiedziłem. I z zeszłego roku panorama (ładniejsza):
widok na południe
Następnie przestudiowałem niebo na okoliczność okolicznych chmur oraz telefon na takowych wież widokowych i skierowałem się do Wieszczyny na kolejną wieżę. Co ciekawe jest identyczna jak ta na Koziej Górze. Również bezpłatna. Widok trochę gorszy za sprawą położenia na zboczu jakiejś góry.
widok na zachód
Niebo po przestudiowaniu wyglądało trochę jak labirynt w którym pewnie i była trasa do Rybca bez deszczu, ale za cholerę nie było pewności która to. W stronę Głubczyc było ładnie poza jedną wielką chmurą z której lało jak pieron, zaś na południe w Czechach masa ciemnych chmur, ale bez widocznych opadów. Pradziad zaś był jedną wielką chmuro-ulewą.
Zaryzykowałem powrót przez Albrechtice i Krnov i szczęśliwie okazał się to strzał w dziesiątkę. Dwa razy złapał mnie początek jakiegoś większego deszczu, ale udało mi się mu uciec. Za Krnovem skręciłem w stronę Polski i przez Braniewo i Kietrz oraz Racibórz dotarłem do domu.
W sumie zrobiłem 223km, TU zapis trasy.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy offroad, pierwsze lekcje

Bieszczady jesień 2017 cz.1

Legitka i kanapa